Korozja – cierpliwy i zawzięty wróg nadwozia

Ten sam tlen, który umożliwia nam oddychanie, a także proces spalania paliwa w silniku spalinowym jest odpowiedzialny za korozję samochodowych nadwozi. W tworzeniu się warstwy rdzy bierze też udział woda, skądinąd również substancja niezbędna do życia. Im starsze auto, tym większym problemem okazują się szkody stopniowo wyrządzane przez korozję. To uciążliwe zjawisko fizyczne dotyczy jednak także nowych aut, nawet tych z górnej półki i ponoć staranniej zabezpieczonych. Co gorsza do rzadkości nie należą trudności z naprawami gwarancyjnymi zewnętrznych ognisk korozji. Z tym procesem można jednak walczyć, a w pewnym stopniu także mu zapobiegać.
Rdza jest nie tylko nieestetyczna, ale osłabia też konstrukcję nadwozia. Polski klimat, a zwłaszcza wilgotne zimy i cieplejsze okresy zaraz po nich to doskonała pożywka dla korozji. Z usuwaniem ognisk rdzy nie warto czekać, gdyż „infekcja” będzie się pogłębiać i rozszerzać na coraz większą powierzchnię. Pierwszym miejscem, na którym rdza wychodzi na wierzch są zwykle krańce nadkoli, a także progi i dolne części drzwi. Te elementy są najbardziej narażone na kontakt z odpryskującymi kamykami i innymi przedmiotami, które mogą uszkodzić warstwę lakieru. Ponadto w nadkolach osadza się wilgoć, która zwłaszcza zimą jawi się bardzo negatywnym czynnikiem, a to ze względu na sól drogową. Nadkole narażone na kontakt z wodą odprowadzaną przez opony oraz oblepione brudnym śniegiem z dodatkiem soli koroduje znacznie szybciej. Garażowanie samochodu bardziej chroni nadwozie przed negatywnymi warunkami atmosferycznymi, a parkowanie „pod chmurką” sprzyja wykwitom korozji. Najbardziej wrażliwe miejsca można w pewnym stopniu zabezpieczyć różnego rodzaju środkami ochronnymi.
Ognisk korozji szuka się na dobrze wyczyszczonym samochodzie. Rdza może istnieć mimo, że jeszcze nie zdążyła wyjść na wierzch, gdyż nadal przykrywa ją warstwa kruszącego się co prawda lakieru. Powstają wówczas pęcherzyki, które da się wyczuć ręką. Jeśli rdzy jest stosunkowo niewiele, to samodzielnie można wziąć się za jej usuwanie. Najlepiej robić to w ciepły dzień i przy niewielkiej wilgotności powietrza. Przede wszystkim „zarażoną” blachę trzeba starannie oszlifować, tak aby pozbyć się nawet najmniejszych wżerów. Zwykle wystarczający okazuje się gruboziarnisty papier ścierny, czasem trzeba się wspomóc jakimś twardym narzędziem lub szlifierką. Rozsądnym działaniem będzie zabezpieczenie taśmą pobliskich miejsc, aby przypadkiem nie doprowadzić do ich zniszczenia. Po tej czynności element należy wyczyścić i odtłuścić. Tutaj pomocny będzie łagodniejszy papier ścierny oraz na przykład lekka benzyna ekstrakcyjna albo inny rozpuszczalnik. Na tak przygotowane miejsce nanosimy podkład, który można kupić zarówno gotowy w formie w sprayu, jak i gęstej cieczy do rozprowadzania przy pomocy pędzelka. Czasem ze względów estetycznych istotna jest barwa podkładu. Może się też okazać, że uszkodzenia są na tyle głębokie, że nie obejdzie się bez odrobiny gładzi. Wyschnięcie takiej warstwy wymaga trochę czasu, ale pośpiech nie jest tu wskazany. Na suchy podkład nanosi się lakier. Ważny jest precyzyjny wybór koloru, aby był identyczny lub najbardziej zbliżony do koloru nadwozia. Pomagają w tym oznaczenia na tabliczce znamionowej. Zwykle nanosi się kilka cienkich warstw, oczywiście czekając nawet kilkanaście godzin aż warstwa nałożona wcześniej zdąży wyschnąć. Warto kupić gotowy lakier z utwardzaczem. Po naniesieniu kolorowego lakieru zaleca się jeszcze zrobienie dodatkowej warstwy lakieru bezbarwnego. Budżet takiej niewielkiej, miejscowej zaprawki nie przekroczy kilkudziesięciu złotych. Raczej nie warto bawić się w żadne samochodowe pisaki czy plasterki, bo nie rozwiązują one problemu korozji i nie są sposobem długoterminowym.
W wielu samochodach przewidziano specjalne otwory z plastikowymi lub gumowymi zaślepkami przeznaczone do zastosowania w nich środka przeciwko korozji. To płyn wlewany przez otwory technologiczne, który poprzez drzwi samochodu dociera do wielu zakamarków blach. Czynność najlepiej zlecić fachowcom. Kompleksowa konserwacja to wydatek rzędu 500-1000 zł. Zabezpiecza przynajmniej na jakiś czas, ale nie stuprocentowo.
Profesjonalne usługi okazują się niezbędne zwłaszcza jeśli rdza zdążyła już zaatakować większą powierzchnię nadwozia. Lakiernik musi zająć się nie tylko czyszczeniem pokrytych rdzą blach, ale często także łatać duże ubytki. Wymaga to wiedzy i specjalistycznych narzędzi. W zakładzie lakierniczym są bezpyłowe komory do nakładania lakieru, a standardowo używa się pistoletów. Pistolet pozwala na estetyczne nakładanie warstw lakieru, co byłoby bardzo trudne przy użyciu pędzla. Reparacja pojedynczego elementu będzie nas kosztować kilkaset złotych. Kiedy rdzy jest jeszcze więcej i zdążyła poczynić znaczne spustoszenia lepszym lub jedynym rozwiązaniem okazuje się wymiana całej części. W zapobieganiu korozji ważne jest częste i dokładne mycie auta oraz stosowanie dobrych kosmetyków samochodowych na bazie oleju lub wosku. Dzięki zmaganiom z rdzą okres eksploatacji auta można wydłużyć o kilka ładnych lat, ale czas i tak zrobi swoje.
Tekst zewnętrzny, artykuł sponsorowany
Czytelniku pamiętaj:
Niniejszy artykuł ma wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowi poradnika w rozumieniu prawa. Zawarte w nim treści mają na celu dostarczenie ogólnych informacji i nie mogą być traktowane jako fachowe porady lub opinie. Każdorazowo przed podejmowaniem jakichkolwiek działań na podstawie informacji zawartych w artykule, skonsultuj się ze specjalistami lub osobami posiadającymi odpowiednie uprawnienia. Autor artykułu oraz wydawca strony nie ponosi żadnej odpowiedzialności za ewentualne działania podejmowane na podstawie informacji zawartych w artykule.